----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozradowana warknęła na pierwszego lepszego i z równym szczęściem rozpruła mu gradło.
Krew bluznęła na resztę widzów wywołując ogólny chaos i panikę. Ludzie jak owce - zobaczą wilka i uciekają tym swoim "owczym pędem". Ci bardziej rozgarnięci, zapewne shinobi, pozostali na swoich miejscach. Trener zdezorientowany wparował na arenę i zachłsynął się z oburzenia widząc porozrywane ludzkie ciała. Wilczyca stała spokojnie od czasu do czasu oblizujac pysk z krwi.
Jeden z shinobich zaklął i zwrócił się trenera.
- Wiesz kogo ty więziłeś idioto?! - wrzasnął powoli tracąc panowanie.
Meżczyzna zerknął na wilk.
- Chyba wilka panie władzo.
Wilcza spojrzała na swojego niedawnego pana zielonymi, jarzącymi się ślepiami.
- Gdybyś był nieco lepiej poinformowany zauważyłbyś, że jest taka jakby czerwona na grzbiecie. Widzisz ma taki pas sierści zaraz za łbem. Masz pecha, bo ktoś dał jej wolną rękę. Ktoś z tej sali.
Wilk ze znudzeniem ziewnął i spojrzał na Rudego. Oczy trenera a także pozostałych przy życiu ninja zwróciły się z jasnym do odczytania wkurwieniem.
Wilcza zadowolona całkowitym brakiem ostrożności urwała łeb niezwykle dobrze "poinformowanemu".
Przez salę jak fala tsunami przetoczył się jęk zawodu.
- Jak masz na imię piesku? - spytał całkowicie szczerze jeden z shinobich.
Wilcza wyszczerzyła ząbki i wyrzuciła z siebie serię nieskładnych liter, w wielu językach.
- Tnghniiii! Wmuksnafdrutrly. Iwate. Шива. Shii. Shiii-wa.
Shiwa. - opanowała dawno nieużywany narząd mowy i rozejrzała się po oputoszałej szopie i zatrzymała wzrok na jednym z ninja. - Mogę już was pozabijać? Czy jeszcze nie skończyliście tej ciekawej konwersacji?
Nie oczekując na żadną odpowiedź przepotworzyła się w człowieka. Ninja walczą między sobą, z różnymi potworami, innymi ninja. Ale jeszcze nigdy nie zdażyło im się by walczyli z czymś co nie było ani jedną z tych rzeczy. A jeszcze gdy przeciwnik jest całkowicie nagi, to bardzo utrudnia koncentracje w szczególności płci męskiej. Wilcza takiemu zdekoncetrowanemu przetrąciła szczękę jednym kopnięciem i rzuciła na ścianę szopy.
Nie przejmując się pozostałymi napastnikami przekroczyła próg swojego znienawidzonego "więzienia".
Chodź ludzi nie darzyła zbytnią sympatią, to nie winiła ich za to co jej zrobili. Może oprócz pewnej grupy.
Ale o nich innym razem. Było diabelnie zimno, a ona bez żadnych ubrań.
Zawsze może być gorzej.
Ten rudy antygeniusz szedł za nią krok w krok.
- Chcesz czegoś? - warknęła - Bo spieszy mi się.
- ......... .. ..., .. ........ .
- Aha.
Dziewczyna zatrzymała się i postukała w głowę. - Skądś was znam. To wy zniszczyliście dwa hektary północnych lasów konoszanskich?
Rudy skamieniał i powoli przełknął ślinę. Cholera. - myślał - Znowu? Tylko nawet nie pamiętał kiedy.
- Nieważne. - mruknęła rozcierając zmarznięte dłonie - Mogę ci służyć do twojej usranej śmierci, ale daj mi coś do ubrania. Nie chcę paradować z Tobą jako wilk, bo dziwnie wyglądam z tym pieprzonym rudym kolorem. Daj mi ten płaszcz. - warczała poirytowana kuląc się z zimna.
- Nie sądziłem, że nie będziesz miała niczego. Więc najwyżej zamarzniesz. Przecież jesteś nieśmiertelna.
- Niezupełnie. Ale dzięki, zedrę szmaty z jakiegoś pseudo-ninja. - zachichotała ironicznie i przewróciła na plecy jednego z pogryzionych widzów. Jeszcze żył. Westchnęła. Chciała go pogłaskać po głowie, ale po dłuższym namyśle, nie za bardzo było po czym. W jej Rudej Sforze było miejsce dla jeszcze jednego wilka.
- Mogę dać nowe lepsze życie. - oznajmiła głaszcząc go po głowie - Mogę dać ci wielki dar.
Powiedz tylko, że mnie kochasz.
- Odpierdoliło ci? - wysyczało coś kiedyś było ustami - Co ty mi możesz dać z takim gołym tyłkiem? Chyba dupy. -dodał wypluwając spore ilości krwi.
Wilcza z westchnieniem wbiła rękę w jego płuco.
- To jeden z waszych światowych kompleksów. Wiedziałeś, że tylko jeden na sześciu ludzi przyjmuje daną przeze mnie wilczą postać? Te postałe pięć osób to ludzie tacy jak ty. Czemu nic nie mówisz?
Mężczyzna rzężąc i kaszląc chwycił jeszcze za wbitą rękę.
- Nie....
- Masz rację, niezdążyłeś. Aż mi cię żal. - mruknęła zmywając śniegiem wnętrzności. - Ale wezmę sobie twoje ubranie.
Wciągnęła na siebie czerwony podkoszulek. Czerwony do potęgi drugiej, bo cały we krwi. Zaczęła przymierzać bojówki i po namyśle wciągnęła też czarne wojskowe buty. Objerzała dokładnie kurtkę ale chyba za bardzo ją pogryzła. Splotła ręce na piersi - Cycki mi urosły - oznajmiła
- Wiesz kim jesteś? - Rudy przerwał milczenie i ruszył do wyjścia wioski. - Z tego co wiem, to nie bardzo.
Dziewczyna zmarszczyła brwi i prychnęła.
- Lykos. Mormo.Fenrir - zachichotała. Tak ten od Lokiego. Lubiłam gościa. - Wodana. Cała masa moich wcieleń. A jeśli pytasz o imię nadane przez mojego ojca to Shiwa.
- Zdajesz sobie sprawę, że gdy do nas dołączysz, będziesz poszukiwana na całym świecie?
Parsknęła i zakryła usta dłonią.
- Już jestem. Nie słyszałeś o napadach na Piasek? Robota moja, i pozostałych wilczych kumpli.
- Dlaczego nie przyszli cię odbić?
- Zakazałam im. Nie chcę by ludzie wiedzieli więcej niż to co teraz. Myślisz, że czemu ich wszystkich pozabijałam? Fakt, to było interesujące, ale nie jestem psychopatką. Moi zaraz powinni się tu zjawić.
Już powinni wyczuć mój zapach. - obróciła głowę w stronę lasu. Na samym skraju niecierpliwie dreptały cztery wilki.
Shiwa rozłożyła szeroko ręcę, chyba w gęście powitania.
Jeden z wilków o ciemnym brunatnym futrze zrobił parę kroków jej stronę i rzucił się pędęm w stronę wioski. Reszta jego towarzyszy zrobiła to samo, prześcigając się nawzajem. Wilcza uklękła na czerwonym od krwi śniegu i uśmiechnęła się do ogromnego czarnego wilka. Zwierzę zwolniło czujnie obserwując Rudego.
- Chodź Shihe. On jest po mojej stronie.
Pierwszy raz widział w jej oczach tyle radości i czułości. A przecież właśnie wybiła pół wioski.
Shihe polizał ją po wyciągnietej dłoni i warknął na Rudego.
- Nie on, nie jest ze mną. To lider tej organizacji, Akatsuki. Pamiętasz? Ci co zniszczyli ten chory konoszański las. Tak się cieszyłeś wtedy, że choroba nie rozprzestrzeni się na inny obszar.
Pain odetchnął z ulgą.
Wilk uciekł wzrokiem w bok, wyraźnie rozmyślając nad zaakceptowanie rudego.
- Będziemy teraz musieli podróżowac jako ludzie. Rozumiecie? To oznacza, że możemy zostać znowu rozpoznani i atakowani coraz częściej. Bardzo bym chciała byście dołączyli do nich, razem ze mną.
Wilki niechętnie spojrzały na Rudego i warknęły na znak zgody.
Ten czarny mocniej wtulił łeb w czerwone włosy Shiwy. - Wybierzcie sobie jakieś ciuchy. Musimy wynieść się stąd jak najprędzej. Czujecie już zapach nowych ofiar, prawda? A my nie chcemy więcej ofiar, ANBU już w wystarczającym stopniu się nam ofiarowali.
- Oni też potrafią...?
Shiwa uciekła wzrokiem, zastanawiając się, czy może już zaufać nowemu "szefowi".
- A masz jakieś imię w ogóle? Nie będę ci mówić cały czas Rudy. - zirytowana otrzepała się z śniegu i wyjęła z kabury kunai. Obróciła w dłoni prymitywne ostrze.
- Pain.
- I pomyśleć, że ninja używają czegoś co kiedyś służyło do uprawy ziemi. - zmarszczyła brwi i rzuciła bronią prosto w usta dychającego jeszcze człowieka. - Zaghaniczy szhas. - mruknęła niewyraźnie ssąc krwawiący palec.
Krew kapała jej z włosów. Dopiero teraz zauważył że cała była we krwi
Nie miałaś racji. Ty jesteś Psycho. Polubią ją. Hidan, ją napewno polubi. Ta dziewczyna to berserk w czystej postaci. Deidara bo jest taka nieprzywidywalna. A resztę ona sobie ułoży. W końcu będą posłuszni.
- Panie Przewodniczący? - Ruda ziewnęła mu przed nosem. - Ćma już, może byśmy się zaczęli zbierać.
- Oni też idą z nami? - niechętnie zerknął na czterech mężczyzn.
Shiwa podniosla górną wargę i warknęła.
- Nie ma moich wilków, nie ma mnie. - nadąsana zaszurała butem kreśląc na rozmiękłej ziemi jakieś znaki.
Pain westchnął i machnął ręką na nieszczęsną czwórkę. Shiwa ruszyła przodem a za nią posłusznie, gęsiego dreptała jej teraz w ludzkiej postaci wataha.
- Głupek. - mruknęła. - Uparty mężczyzna. Chodź. Tyłek mi marznie w tym arktycznym klimacie. Nie mogę się doczekać jak poznam tych twoich... jak ich nazywasz?
- Po imieniu. Poznasz ich. Cierpliwości.
Przekroczyli ścianę lasu i niemal natychmiast dało się wyczuć zmianę. Powietrze wibrowało, drzewa wydawały mu się bardziej żywe niż być powinny i coś zaczęło mu pełzać po nodze. Spojrzał w dół. Wzdrygnął się i strzepnął z buta oplątującą go trawę. Trawa była ostra z niemal widocznymi ząbkami. Jeśli trawa była kiedykolwiek czymkolwiek poza trawą, teraz najwyraźniej była drapieżna. Coś twardego zaczęło go drapać po plechach. Obrócił się i zobaczył drzewo całkiem przyjaźnie drapiące go teraz po twarzy. Zauważyło, że on też zauważył ten przejaw miłości i chyba się speszyło, bo szybko cofnęło gałązkę.
Shiwa warknęła w przestrzeń.
- Wybacz nic na to nie poradzę. To jak siedzenie na kipiącym garnku, parzy i ciągle coś wycieka. Nie mam co zrobić z moja energią. A i jeszcze jedna malutka prośba. Muszę przynajmniej dwa razy dziennie obić komuś mordę. Tak dla zdrowego samopoczucia. - dodała radośnie szczerząc ząbki.