wtorek, 29 października 2013

Rozdział 1

         Nienawidziła. Wyszczerbionej miski z woda, zardzewiałych pretów jej klatki, swojej bezsilności,
wątłych promyków słońca leniwie sączących się ze szpary w zabitej deskami szopie. Ludzi też nienawidziła.
      - Rudee? Hej piesku nie śpij, zaraz masz walkę. - człowiek stukał rytmicznie w pręty jej klatki.
 Wyjątkowo wkurwiające. Warknęła od niechcenia i przewróciła miskę z wodą.
      - Kochana, wredna sucz. Wiesz dzisiaj przyprowadzą naprawdę silnego psa. - mówił do siebie uważnie obserwując wilczycę. Ta spojrzała na niego wzrokiem mówiącym: Naprawdę?
      - Hahaha!!! Piesku masz takie ludzkie spojrzenie.




                                      Nie dość, że piesek to jeszcze mnie uczłowiecza.  


         
    - Jak wygrasz tą walkę, zostaniesz sprzedana za milion ryo!
Zastrzygła uszami. I ziewnęła zauważalnie pokazując język. Gdzieć  w oddali zaskrzypiała furtka i po chwili rozległo się to bezsenesowne psie szczekanie.  Sprzedana. Znowu.
  Wstała i warknęła na trenera jeżąć sierść na karku.
    - Ty chyba nie potrafisz szczekać.




        A widziałeś kiedyś szczekającego wilka? Wiki nie psy, nie dadzą głosu na zawołanie.




     - Wyłaź. Zagryź go dla nich.
Człowiek odsunął metalową kratę popędzając wilka kijem.
  Warzczenie odbijało się echem w wąskim korytarzu drażniąc uszy biednej Wilczej. Powoli bez specjalnego entuzjazmu usiadła na ubitej ziemi  i wyzywająco ziewnęła ukazując imponujący rząd białych kłów.
   Pies zaczął swój bezsensowny taniec powoli zbliżając się do swojego przeciwnika.
   Wilcza bez żadnego ostrzeżenia miękkim wręcz kocim ruchem rzuciła się psiakowi do gardła. Skóra psów była taka deliktna, odsłaniając chyba wszystkie mieśnie. Niektóre z nich miały na podgardlu białe łaty, jakby mówiły. CELUJ TUTAJ. Chybiła wprawdzie o parę milimetrów od głównej artierii ale efekt był taki sam. Szyję miał rozdartą od dolnej wargi w dół, rana biegła równo po białym znamieniu.
   Do psa jakby jeszcze nie dotarł ten szybki, zupełnie nie oczekiwany atak. Chwiejnie zrobił parę kroków w jej stronę szczeknął chrapliwie i zarył pyskiem w nasiąkającą krwią ziemię.
   Tłuszcza ryczała dziko. Ogłuszająco.
    - Chester! - wył z radości jeden z bukmacherów. Obok stał właściciel z taką rozradowaną mordą
  jakby to że przegrał, niewiele dla niego znaczyło. Jasne, że niewiele. To on za nią zapłacił, a biedne zwierzę, które musiała przed chwilą zabić było tylko na pokaz. Był specjalnie dla niej, by pokazać przyszłemy właścicielowi, że jest warta swojej ceny. Nie uważała, że to jakaś wygórowana suma.
Była warta o wiele więcej. Była bezcenna.

Wilcza zlustrowała tłum mętnym, nieobecnym spojrzeniem. To samo za każdym razem, w każdym miejscu.
   Na jakiej arenie by się nie znalzła, mniej czy bardziej prestiżowej, wszędzie to samo. Te same tępe wyrazy twarzy, ofiary z kupą forsy i totalnym bezmózgowiem.  
  Gdyby tylko znalazł się ktoś kto dalby przyzwolenie na zabijanie. Ludzi oczywiście.
Znaleźć takiego głąba co dałby wolną rękę na wybijanie jego własnej rasy. Ale aż tak głupich ludzi nie ma.
 W tym przypadku to ruda czupryna monotonnie kiwająca się w przód i w tył.  WIlcza z niedowiarzeniem przyglądała się jak głowa kiwa się, w tę i we tę.
                   Dał przyzwolenie. Na dodatek patrząc jej prosto w oczy.
                                      Istna Deus Ex Machina.   
                                               To nie mogła być żadna pomyłka!        



                                  Debile naprawdę istnieją!

 

     
   


           
 *Deus Ex Machina - to coś co pojawia się bardzo nagle i nie wiadomo skąd. Naprzykład nauczyciel wyrastający ci nad głową, gdy akurat spisujesz zadanie.  To pojęcie zostało wprowadzone przez Eurypidesa, oznacza dosłownie "bóg z maszyny". Zsyłał on w swoich dramatach jakąś postać (albo boga z maszyny, nie wiem czy Wikipedię brać na poważnie) by szybko zakończyła sztukę. Pierwszy raz zetknęłam się z tym pojęciem w serii książek Sapkowskiego o Wiedźminie, a tą Deus Ex Machiną był Jaskier.